czwartek, 25 listopada 2010
niedziela, 10 października 2010
Working Girl
Wczoraj po raz nie wiem już któr oglądałem "Working Girl" z 1988r. Nie wiem co mnie tak przyciąga w tym obrazie. Po pierwsze w bohaterce widzę trochę siebie. Tess ma 30 lat, pracuje jako sekretarka dla wielkiej korporacji. Jest trochę roztargniona ale bardzo inteligentna. Niestety nikt w firmie nie traktuje jej poważnie i mimo bardzo dużej wiedzy nie ma szans na awans. Podczas urlopu w Alpach jej szefowa łamie nogę i Tess uzyskuje dostęp do jej gabinetu. Przypadkowo odkrywa, że jeden z jej pomysłów wcześniej skrytykowany jako niedorzeczny ma zostać zrealizowany przez przełożoną. Postanawia wykorzystać jej nieobceność i wcielić się w jej rolę.
Film bardzo pozytywny, często śmieszny choć nie jest to moje ulubione, absurdalne poczucie humoru. Akcja rozgrywa się w końcówce lat 80. gdy design dekady był najbardziej charakterystyczny i niektóre elementy stawały się wręcz groteskowe.
Wielkie fryzury bohaterek, ciuchy oversize są tu serio OVERSIZE tak, że można się w nich utopić, białe adidasy do eleganckiego płaszcza, poduszki na ramionach tak duże, że gdy Tess idzie ulicą ze swoim narzeczonym wygląda jakby była dwa razy szersza w barach ;)
Film bardzo pozytywny, często śmieszny choć nie jest to moje ulubione, absurdalne poczucie humoru. Akcja rozgrywa się w końcówce lat 80. gdy design dekady był najbardziej charakterystyczny i niektóre elementy stawały się wręcz groteskowe.
Wielkie fryzury bohaterek, ciuchy oversize są tu serio OVERSIZE tak, że można się w nich utopić, białe adidasy do eleganckiego płaszcza, poduszki na ramionach tak duże, że gdy Tess idzie ulicą ze swoim narzeczonym wygląda jakby była dwa razy szersza w barach ;)
piątek, 1 października 2010
Temat Bożeny
Bombik otrzymał ostatnio wielki prezent z postaci wolnego czasu na zwolnieniu lekarskim. Gdy tylko katar i gorączka ustapiły i pozwoliły normalnie funkcjonować wziął się za kino i ksiązki. W połączeniu z ciepłym kakako to jeden z moich ulubionych zestawów.
Wczoraj obudziłem się w środku nocy i postanowiłem obejrzeć Alalbamę.
Film pochodzi z 1984 roku a do zdobycia nagrania zachęciła mnie nie tyle ciekawa fabuła co elektropopowa ścieżka dzwiękowa w wykonaniu Urszuli, które jest integralną częścią filmu. Jak się okazało to nie muzyka przykuła moją uwagę do ekranu i jeszcze dziś po moim streszczeniu Alabamę obejrzy moja siostra.
Historia zaczyna się niewinnie, bardzo naiwnie - przy pierwszych kilku scenach rozważałem obejrzenie czegoś innego. Bożenka - bohaterka filmu poznaje Piotrka na wakacjach. Oboje są piękni, młodzi, kochają się na plaży a w tle plumkają analogowe syntezatory. Potem wyznania prawdziwej miłości w dyskotece, wreszcie łóżko Bożenki, łóżko Piotrka... prawdziwa sielanka (w szczególności pudle mają taki obraz miłości, który w wielu przypadkach pozostaje na całe życie i z czasem rodzi prawdziwe frustracje, gdy te idealne uczucia nie wytrzymują próby czterech miesięcy).
Pojawia się pierwszy problem bo Bożenka ma tylko pokój i to dzielony z siostrą a Piotruś u siebie nie może. Nakłania więc Bożenkę do wynajęcia mieszkania, oczywiście w jej interesie. Bożenka chodzi, szuka i nic bo skromne zarobki nie pozwalają nawet na wynajęcie pokoju. W tajemnicy przed rodzicami podejmuje pieniądze z książeczki mieszkaniowej i zaopatrzona w prawdziwą kasę powtarza oglądanie mieszkań z Piotrusiem przy boku. Tym razem także nic nie znajduje a dodatkowo gdy po powrocie zagląda do torebki okazuje się, że i pieniądze zniknęły.
Mama Bożenki znalazła zrealizowaną książeczkę i urządza jej awanturę, Bożenka wkurza się wybiega z domu i spada ze schodów i poobijana idzie do narzeczonego. Piotruś namawia ją żeby poszła na policję, udokumentowała obrażenia i wytoczyła rodzicom sprawę o pobicie i alimenty na co Bożenka mimo pewnych oporów przystaję.
Tymczasowo zamieszkuje u przyjaciółki Piotrusia dilerki, która mimo zajęcia jest chyba najbardziej pozytywną postacią w filmie. Daje Bożence nowe ubrania i przekazuje swoje mądrości życiowe oraz własne zdanie na temat facetów a w szczególności Piotrusia. Bożenka słucha jednym uchem ale wciąż powtarza, że Piotruś jest jej pierwszą i największą miłością. Żeby było śmieszniej narkokoleżnka umawia się z chłopakami na seks bez zobowiązań a jednym ze stałych bywalców jest właśnie Piotruś. Któregoś dnia przychodzi niezapowiedziany i nieoczekiwanie trafia na Bożenkę w łazience. Ukrywa zmieszanie a nasza bohaterka z promiennym uśmiechcem wita go:"Piotruś, skąd wiedziałeś, że tu jestem!".
Dalej jest coraz lepiej...
Film mocny. Dalsze przygody Bożenki zaczynają przypominać jakąs czarną komedię ale właśnie taki obrót spraw pozwala po obejrzeniu poptrzeć trochę na siebie, trochę odetchnąć z ulgą wiedząc, że to tylko film a przede wszystkim zobaczyć na ekranie jak kończy się naiwność w sprawach sercowych.
Ścieżka dzwiękowa z filmu (może i trochę wzorowana na dokonaniach Kim Wilde z płyty Select z 1982r.) weszła na późniejszy longplay Urszuli "Malinowy Król" a sam głowny motyw instrumentalny z filmu zdobył spora popularność i do dziś pojawia się na płytach typu "The Best" jako "Temat Bożeny" (od imienia naszej bohaterki).
Wczoraj obudziłem się w środku nocy i postanowiłem obejrzeć Alalbamę.
Film pochodzi z 1984 roku a do zdobycia nagrania zachęciła mnie nie tyle ciekawa fabuła co elektropopowa ścieżka dzwiękowa w wykonaniu Urszuli, które jest integralną częścią filmu. Jak się okazało to nie muzyka przykuła moją uwagę do ekranu i jeszcze dziś po moim streszczeniu Alabamę obejrzy moja siostra.
Historia zaczyna się niewinnie, bardzo naiwnie - przy pierwszych kilku scenach rozważałem obejrzenie czegoś innego. Bożenka - bohaterka filmu poznaje Piotrka na wakacjach. Oboje są piękni, młodzi, kochają się na plaży a w tle plumkają analogowe syntezatory. Potem wyznania prawdziwej miłości w dyskotece, wreszcie łóżko Bożenki, łóżko Piotrka... prawdziwa sielanka (w szczególności pudle mają taki obraz miłości, który w wielu przypadkach pozostaje na całe życie i z czasem rodzi prawdziwe frustracje, gdy te idealne uczucia nie wytrzymują próby czterech miesięcy).
Pojawia się pierwszy problem bo Bożenka ma tylko pokój i to dzielony z siostrą a Piotruś u siebie nie może. Nakłania więc Bożenkę do wynajęcia mieszkania, oczywiście w jej interesie. Bożenka chodzi, szuka i nic bo skromne zarobki nie pozwalają nawet na wynajęcie pokoju. W tajemnicy przed rodzicami podejmuje pieniądze z książeczki mieszkaniowej i zaopatrzona w prawdziwą kasę powtarza oglądanie mieszkań z Piotrusiem przy boku. Tym razem także nic nie znajduje a dodatkowo gdy po powrocie zagląda do torebki okazuje się, że i pieniądze zniknęły.
Mama Bożenki znalazła zrealizowaną książeczkę i urządza jej awanturę, Bożenka wkurza się wybiega z domu i spada ze schodów i poobijana idzie do narzeczonego. Piotruś namawia ją żeby poszła na policję, udokumentowała obrażenia i wytoczyła rodzicom sprawę o pobicie i alimenty na co Bożenka mimo pewnych oporów przystaję.
Tymczasowo zamieszkuje u przyjaciółki Piotrusia dilerki, która mimo zajęcia jest chyba najbardziej pozytywną postacią w filmie. Daje Bożence nowe ubrania i przekazuje swoje mądrości życiowe oraz własne zdanie na temat facetów a w szczególności Piotrusia. Bożenka słucha jednym uchem ale wciąż powtarza, że Piotruś jest jej pierwszą i największą miłością. Żeby było śmieszniej narkokoleżnka umawia się z chłopakami na seks bez zobowiązań a jednym ze stałych bywalców jest właśnie Piotruś. Któregoś dnia przychodzi niezapowiedziany i nieoczekiwanie trafia na Bożenkę w łazience. Ukrywa zmieszanie a nasza bohaterka z promiennym uśmiechcem wita go:"Piotruś, skąd wiedziałeś, że tu jestem!".
Dalej jest coraz lepiej...
Film mocny. Dalsze przygody Bożenki zaczynają przypominać jakąs czarną komedię ale właśnie taki obrót spraw pozwala po obejrzeniu poptrzeć trochę na siebie, trochę odetchnąć z ulgą wiedząc, że to tylko film a przede wszystkim zobaczyć na ekranie jak kończy się naiwność w sprawach sercowych.
Ścieżka dzwiękowa z filmu (może i trochę wzorowana na dokonaniach Kim Wilde z płyty Select z 1982r.) weszła na późniejszy longplay Urszuli "Malinowy Król" a sam głowny motyw instrumentalny z filmu zdobył spora popularność i do dziś pojawia się na płytach typu "The Best" jako "Temat Bożeny" (od imienia naszej bohaterki).
niedziela, 12 września 2010
Klucze do pokoju 111
Bombik powoli ale wytrwale szykuje się do opuszczenia rodzinnego gniazda. Po 26 latach w jednym pokoju nie jest wcale tak łatwo. Dziś postanowiłem przerzucić wszystkie drobiazgi jakie posiadam. Z racji niewielkiego metrażu naszego mieszkania w moim pokoju zamieszka mama więc muszę zabrać ze sobą wszystko.
W tym grzebaniu w pudłach natrafiłem na graty godne babcinego strychu. Trzy magnetofony z lat 80, jakieś stare zdjęcia, zeszyty... Dyplom zakochanego harcerza! Tak, Bombik i taką sprawność posiada i to od 1995 roku! By ją zdobyć musiał w Walentynki 95 na obozie wyrwać,pocałować i zatańczyć z wybranką serca :D. No ale jak przyjdzie stanąć przed ołtarzem będę w stanie okazać odpowiednie referencje! Znalazł się nawet klucz do pokoju 111 krakowskiego hotelu... To bardzo przydatna i praktyuczna rzecz! :D
Odkurzyłem stare płyty i segregowałem graty w rytmach RNB z początku poprzedniej dekady.
poniedziałek, 6 września 2010
Telefony w życiu Bombika
Bardzo długo nie lubiłem tego wynalazku. Do dziś pamiętam jak w podstawówce miałem zadzownić do kolezanki, w której się platonicznie podkochiwałem (niech ktoś powie, że homoseksualizm jest wrodzony) i wszystko mi się tak poplątało, że musiałem zapisać sobie na kartce.
Sprawa zmieniła się kilka lat temu gdy zacząłem pracę na infolinii. Zetknięcie z dziesiątkami, tysiącami telefonów, nabieranie wprawy w rozmowie, z czasem wyczuwanie ludzi po samym tonie i barwie głosu. W głosie słychać czyiś śmiech ale też kłąmstwo, słaby charakter. Nie przesadzę jeśli przyznam, że kilka rozmów telefonicznych wystarczy mi by poznać do pewnego stopnia wnętrze mojego rozmówcy.
To na telefoie oparła i opiera się jedna z najbogatszych relacji w moim życiu. Dzięki niemu mogę żyć prawie obok drugiego człowieka i nie czuć się w tym ani trochę gorszy niż ludzie, których widuje.
Z telefonem wiąże się też jedna z moich ulubionych piosenek i nie chodzi o Lady Gagę...
Sprawa zmieniła się kilka lat temu gdy zacząłem pracę na infolinii. Zetknięcie z dziesiątkami, tysiącami telefonów, nabieranie wprawy w rozmowie, z czasem wyczuwanie ludzi po samym tonie i barwie głosu. W głosie słychać czyiś śmiech ale też kłąmstwo, słaby charakter. Nie przesadzę jeśli przyznam, że kilka rozmów telefonicznych wystarczy mi by poznać do pewnego stopnia wnętrze mojego rozmówcy.
To na telefoie oparła i opiera się jedna z najbogatszych relacji w moim życiu. Dzięki niemu mogę żyć prawie obok drugiego człowieka i nie czuć się w tym ani trochę gorszy niż ludzie, których widuje.
Z telefonem wiąże się też jedna z moich ulubionych piosenek i nie chodzi o Lady Gagę...
niedziela, 29 sierpnia 2010
Szafa na jesień
Ten temat musiał się pojawić ;).Taka to już moja natura, że szmatki choć nie stanowią istoty i sensu życia pochałaniają skrawek osobowości przenaczony na zaintersowania. Na szczęście dla otoczenia i portfela tylko kawałek tego skrawka ;).
W tym sezonie do łask wróciła czerwień, spodnie są szersze. Swoje pięć minut mają spodnie typu chinos - ciekawy, wygodny krój.
Bombik oczywiście ma swoją modę. Z mainstreamu wybieram tylko to co mi pasuje do trzech zasad:
- minimalizm
- tylko cztery kolory: biel, czerń, szarość i wszystkie odcienie niebieskiego od błękitu do granatu
- dopasowanie do figury - ukryć mankamenty i wyeksponować to co na ekspozycję się nadaje ;)
W Springfieldzie dostaniemy modne Chinos w ciekawych kolorach (ja dalej noszę luźniejsze w biodrach rurki bo mam fajnie zbudowane nogi ;) ) i bardzo ciekawe koszule. Spodobała mi się szara w ciekawą kratę, wcześniej widziałem tylko marynarki z podobnym motywem. Przy kołnierzyku praktyczne guuziki - w tym sezonie wszystkie koszule Springfielda je mają - bardzo praktyczny szczegół i klasyk mody lat 80.
Na zminiejsze dni potrzbeny sweter. Całkiem udane widziałem w HMie, szary, z dużymi guzikami i kieszeniami jak w kurtce spotrowej w dobrej cenie (ok 60 zł). Ja wybrałem granatowy w Reserved, w kroju zbliżony do klasycznej dwurzędowej brytyjskiej marynarki, bardzo uniwersalny. Z ciekawym t-shirtem z nadrukiem wygląda bardzo modnie a w połączeniu z klasyczną koszulą skromnie i elegancko.
Długo szukałem kurtki. Każda firma oferuje w tym roku modele odwołujące się do klasyki krojem albo materiałem ale cięzko mi było znależć coś co dobrze wygląda na mnie. Nieoczekiwanie na płaszcz trafiłem dopiero w C&A. Pochodzi z kolekcji klasycznej ale właśnie dzięki takiej eleganckiej, skromnej formie pasuje do białych wysokich butów sportowych i jeansów. Do płaszcza chutska z Pull&Bear - jedyna część z czerwonym akcentem.
Na koniec buty.Mam sporo par sporotwych - wysokie Nike Air, Airmaxy, niskie adidasy, trampki. W tym wszystkim brakowało eleganckich ale niezobowiązujących. Na właśnie takie trafiłem w HD. Buty są matowe, skromne i można je nosić dosłownie ze wszystkim. Jeśli pominąć otwartą przyszwę przypominają najbardziej eleganckie z możliwych Oxfordy. Kształt podeszwy i drobne szczegóły zdradzają, że mamy do czynienia z obuwiem współczesnym, przeznaczonym dla tych samych odbiorców co trampki.
sobota, 28 sierpnia 2010
Bombik nago...
Tytuł brzmi zachęcająco ale tym razem będziecie musieli obejśc się bez zdjęć. Bombik ma wrodzoną skłonność...do póz, szybkiego szufladkowania siebie i innych w okreslonych rolach. Jedną z ulubionych jest "święty" albo bardziej świętoszek. Bombik na samo słowo seks robi się czerwony, gdy słyszy cokolwiek co nie mieści się w granicach dzieietnastowiecznej wiktoriańskiej moralności patrzy z pogardą prawiąc morały... Okropne? Wiem!
Tylko za tą fasadą kryją się pomysły i fantazje, które nawet filozofom się nie śniły :) Część czasem wycieknie po alkoholu przy przyjacielu. Nawet te drobne odsłony rzeczywistych pomysłów i potrzeb erotycznych wydają się mu tak egzotyczne, że wpomina o nich przy okazji żartów ze mnie :) A to tylko czubek góry lodowej...
Ostatnio pojawił się u mnie nowy znajomy. Okazalo się, że lubimy podobne brytyjskie seriale i pożyczyłem mu dysk z jedną serią..
Daję B. dysk, nie mija 10 minut i telefon od niego. Odbieram i słyszę śmiech w głosie - "Dzięki za serial i ten filmik". Jaki filmik myśle, kilka sekund pracy mózgownicy... zonk! Gdzieś tam w folderach z serialem niechcący zapisało się porno. I to takie, że nawet przez główę mi nie przeszło przynanie się do niego... Auuu, zrobiłem się czerwony jak burak. Znajomy śmieje sie i mówi "ja tez lubię takie klimaty" (czerwień na twarzy przechodzi w fiolet), udaję że nie wiem o co chodzi - że niby jakie?, znajomy przedstawia przez telefon o jakie "klimaty" chodzi ze szczegółami (tracę oddech), "musimy o tym koniecznie pogadać "(Bobmik padł).
Poczułem się bardziej nagi niż kiedykolwiek ale w mig zrozumiałem jaka to cenna lekcja. Jak często traktowałem innych z pewną dozą protekcjonalizmu. Moralność Bombika, przynajmniej ta zewnętrzna to Dulska i to w wersji maxi. A tu, juz na starcie znajomości chłopak wie takie rzeczy.Teraz nawet jakbym chciał moralizowac, mówić tonem mentora nie będę w stanie... Taki pstryczek w nos, coś co sprawia, że już nikogo nie mogę osądzić, powiedzieć, że źle się prowadzi... Najprawdziwsza lekcja pokory. Mała droga.
Tylko za tą fasadą kryją się pomysły i fantazje, które nawet filozofom się nie śniły :) Część czasem wycieknie po alkoholu przy przyjacielu. Nawet te drobne odsłony rzeczywistych pomysłów i potrzeb erotycznych wydają się mu tak egzotyczne, że wpomina o nich przy okazji żartów ze mnie :) A to tylko czubek góry lodowej...
Ostatnio pojawił się u mnie nowy znajomy. Okazalo się, że lubimy podobne brytyjskie seriale i pożyczyłem mu dysk z jedną serią..
Daję B. dysk, nie mija 10 minut i telefon od niego. Odbieram i słyszę śmiech w głosie - "Dzięki za serial i ten filmik". Jaki filmik myśle, kilka sekund pracy mózgownicy... zonk! Gdzieś tam w folderach z serialem niechcący zapisało się porno. I to takie, że nawet przez główę mi nie przeszło przynanie się do niego... Auuu, zrobiłem się czerwony jak burak. Znajomy śmieje sie i mówi "ja tez lubię takie klimaty" (czerwień na twarzy przechodzi w fiolet), udaję że nie wiem o co chodzi - że niby jakie?, znajomy przedstawia przez telefon o jakie "klimaty" chodzi ze szczegółami (tracę oddech), "musimy o tym koniecznie pogadać "(Bobmik padł).
Poczułem się bardziej nagi niż kiedykolwiek ale w mig zrozumiałem jaka to cenna lekcja. Jak często traktowałem innych z pewną dozą protekcjonalizmu. Moralność Bombika, przynajmniej ta zewnętrzna to Dulska i to w wersji maxi. A tu, juz na starcie znajomości chłopak wie takie rzeczy.Teraz nawet jakbym chciał moralizowac, mówić tonem mentora nie będę w stanie... Taki pstryczek w nos, coś co sprawia, że już nikogo nie mogę osądzić, powiedzieć, że źle się prowadzi... Najprawdziwsza lekcja pokory. Mała droga.
Subskrybuj:
Posty (Atom)